Miała niebieskie oczy, ale nie był to
rodzaj niebieskiego, z którym miałem wcześniej styczność. Był to metamorficzny
niebieski. Ani błękit, ani fiolet. Nie potrafiłem znaleźć nazwy
odcienia tego koloru. Patrzyła na mnie wzrokiem prawie dziecinnym,
ale nie do końca. Przez chwilę widziałem smutek w jej oczach, ale
tylko przez chwilę, bo szybko odwróciła zawstydzona głowę.
Uważałem za ważną rzecz zauważenie spojrzenia przy pierwszym
spotkaniu. Jednak matka karciła mnie jako dziecko, mówiąc, że
niegrzecznie wpatrywać się w oczy nieznajomego bez powodu. W takich
momentach ojciec całował ją w policzek i cytował jednego ze
swoich ulubionych pisarzy: "Przez nieśmiałe spotkania
spojrzeń, obcy stają się znajomi, wrogowie stają się
przyjaciółmi i romantyczne dusze stają się kochankami". Nie
potrafiłem zidentyfikować dokładnie jej wzroku.
- Przepraszam. - Powiedziała nagle
z nieco wymuszonym uśmiechem na ustach, wstała i skierowała się
w stronę drzwi do kuchni.
Zmarszczyłem brwi i spojrzałem
pytająco na Krzyśka. On tylko pokiwał potakująco głową i
westchnął. To była jego Amelia. Nie przypominała jednak w żadnym
stopniu osoby z opowiadań.
- Czy kiedykolwiek chciałeś uciec
od życia, może nie na zawsze, ale na dzień, dwa?
Przytaknąłem, jednak po chwili z
moich ust wypłynęły sprzeczne z tym słowa.
- Właściwie to nie, lubię swoje
życie. - Powiedziałem, mimo iż wiedziałem, że to kłamstwo. -
Myślę, że przez większość czasu nie potrzebuję ucieczki.
Siedzieliśmy w ciszy, obserwując
bawiące się dzieci Krzyśka. Nadal zastanawiałem się, dlaczego
nie uciekła albo nie zamknęła mi nosa przed drzwiami. Zaskoczyła
mnie, zapraszając mnie do środka i mówiąc, że Krzysiek z Iwoną
jeszcze nie wrócili, ale powinni się zaraz pojawić.
Często tęskniłem za możliwością
ucieczki. Nie na zawsze, a nie od tych, których kochałem - ale od
przyziemnych i duszących realiów codziennego życia. Chciałem po
prostu poczuć wolność.
Tak długo, jak pamiętałem, miałem
te dni, gdy jechałem do sklepu lub na trening i cichy głos w mojej
głowie mówił: "Uciekaj! Uciekaj!" Posłuchałem tego
głosu raz lub dwa, ale kiedy docierałem do granicy okolicznego
miasta, pojawiała się wina, a odpowiedzialność zmuszała mnie do
zawrócenia się. Ale wciąż marzyłem o ucieczce na kilka dni;
spakowania tylko tego co najpotrzebniejsze i wyjechania gdziekolwiek.
Czasami śniłem, że jestem pisarzem. W snach siedziałem na plaży
i przypatrywałem się wzburzonemu morzu, które miało
odzwierciedlać to, co czułem. Może to znaczyło, że pragnąłem
swobody? Nie byłem pewny.
Poczułem, jak Amelia ścisnęła mnie
za ramię. Spojrzałem w jej stronę i delikatnie uśmiechnąłem
się. Ona tylko pokręciła głową i głośno westchnęła. Zapytała
mnie, dlaczego stałem się nagle taki smutny. Nie wiedziałem, co
jej odpowiedzieć, że nie byłem zadowolony z siebie, że prawie
każdy ruch sprawiał mi ból? Że nie wiedziałem, kim naprawdę w
tamtym momencie byłem?
- Myślałem o ucieczce... i to
wiele razy. - Rzekłem, starając się odrzucić dręczące mnie
myśli. - Są chwile, w których chciałabym po prostu uciec.
Daleko, daleko od codziennych stresów życia do pięknego,
spokojnego miejsca. Nawet tylko na godzinę, tylko żeby na nowo
zapoznać się z tymi uczuciami, które dawały siły do walki z
porażkami, z całym bałaganem tego świata. Czy nie byłoby
wspaniale, po prostu uciec od tych wszystkich komplikacji chociaż
na chwilę? Poczuć wolność i rozwiązać węzły w umyśle? To
uczucie drzemie we mnie i coraz częściej się we mnie odzywa.
Przestaję spełniać oczekiwania innych, mimo iż daję z siebie
wszystko, co mogę. Mój organizm broni się przed moją myślą.
Nie mogę grać tak jak kiedyś.
Nie odezwała się, jednak potaknęła
głową. Obserwowałem jak bierze kolejny łyk herbaty i odpowiada na
pytanie zadane przez Dominikę. Młoda Ignaczakówna podbiegła do
Amelii, cmoknęła ją w policzek i z powrotem uciekła do zabawek.
Uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała na mnie. Widząc mój
pytający wzrok, klepnęła się w czoło.
- No tak, przecież ty nic nie rozumiesz po polsku. Domi zapytała, co będzie na obiad.
Trzasnęły drzwi wejściowe, na dźwięk czego Amelia szybko wstała.
- Czasem ucieczka się nie opłaca... - Stwierdziła i poszła do wyjścia. Za nią podążyły dzieci, których kilka sekund później słyszałem pisk i śmiech. Po chwili zza framugi wyłoniła się głowa Amelii.
- Zostaniesz na obiad?
Jochen, którym od niedzieli jaram się, jak pies listonoszem :D
OdpowiedzUsuńucieczka nie jest najlepszym wyjściem, w sumie to jest chyba najgorszym, ale czasem to jedyne, co możemy zrobić, choć tylko po to, by nabrać dystansu.
p.s. mówiłam, że lubię Jochena?? nie?? no to mówię ;p
p.s. uwielbiam Twój styl :*
ja głównie chciałam powiedzieć, że jaram się opisem oczu.
OdpowiedzUsuńoh boski Jochen <3
OdpowiedzUsuńZapraszam na pragnienie szóste: http://seksualne-pragnienie.blogspot.com/ Pozdrawiam, Kajdi :*
Super :D
OdpowiedzUsuńJochen i Igła :P Lepiej już być nie musi :D
rozumiem go doskonale. też wiele razy chciałabym uciec, gdziekolwiek, pobyć sama, bez tego całego bajzlu dookoła.
OdpowiedzUsuńUcieczka nie jest dobrym sposobem na kłopoty - czasem warto zostać i stawić im czoło.
OdpowiedzUsuńPojawił się siódmy rozdział na spalone-fotografie.blogspot.com, serdecznie zapraszam. :)
Podoba mi się. Jest tak lekko nostalgicznie, magicznie, a ja lubię takie klimaty. A ja myślę, że czasem warto uciec, choć na ten jeden dzień lub dwa. Na chwilę odciąć się od wszystkiego, zapomnieć, pomyśleć. To dobry sposób, bo niestety życie czasem mocno daje w kość. Lecz trzeba uwarzać, żeby nie odejść za daleko.
OdpowiedzUsuńJakie to wszystko prawdziwe. Ta ucieczka...
OdpowiedzUsuńSama najchętniej uciekłabym od tego syfu który mnie otacza. Szkoda tylko, że można uciec z pewnego miejsca, a nie od wywiercających w głowie dziurę, myśli i wspomnień.
Twoje pisanie... jest świetne, pozdrawiam
Pojawił się ósmy rozdział na spalone-fotografie.blogspot.com, serdecznie zapraszam. :)
OdpowiedzUsuń