poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Skrzynka pierwsza, część trzecia - Amelia Elif Nadir Hasser Skaat


Najsmutniejsze w moim życiu było to, że poszukiwałam szczęścia w przedmiotach. Znajdowałam szczęście w luksusie, technologii, drogich przedmiotach. Znajdowałam szczęście w poszerzaniu wiedzy i czytaniu książek. Rozglądałam się i widziałam piękno natury, które przynosiło mi szczęście. Ale radość, którą sprawiały mi nieożywione przedmioty, nie trwała wystarczająco długo.
Były one tymczasowe, nietrwałe i co najistotniejsze – niewystarczająco żywe. Nieważne jak bardzo otaczałam się przedmiotami, które miały mi przynieść szczęście, czułam się coraz bardziej samotna.
W mojej głowie tkwiło jedno pytanie – jak znajdę szczęście. Szukałam odpowiedzi w książkach, przeczytałam tysiące stron, aby dowiedzieć się, że nic nie równa się szczęściu, które ktoś może mi przynieść. Że jeśli poczujemy radość z powodu czyjejś obecności, to naprawdę będziemy to czuć i będzie to czyste.
Szukałam szczęścia w przedmiotach, do których miałam sentyment, ale właśnie wtedy zrozumiałam, że to nie te przedmioty przynoszą mi radość, ale osoby, które pamiętam poprzez nie. Szukałam dalej. Poznawałam ludzi, ich historie i problemy, które pomagałam im rozwiązać. Później wspólnie radowaliśmy się, że wszystko się udało, ale oni odchodzili. Zostawiali mnie ze łzami szczęścia w oczach i pozwalali mi upaść.
Odsunęłam się od ludzi, całego świata i tradycji. Przed rodziną udawałam pozory, że wszystko jest w porządku, innych unikałam, a jeśli już dochodziło do spotkania - karmiłam świat najlepszymi kłamstwami, na jakie było mnie stać. Nie mogłam znieść obecności drugiego człowieka obok mnie i uczucia, które może mi przynieść.
Grzebałam w talerzu, przysłuchując się rozmowie i od czasu do czasu wtrącając coś od siebie. Nie czułam się do końca swobodnie przy Jochenie. Nadal był dla mnie nieznajomym, mimo wcześniej przeprowadzonej rozmowy. Był miły i szczery, ale nadal... obcy. Dreszcz przeszył moje ciało. Czy miał być kolejnym człowiekiem, który mnie wykorzysta, zadałam sobie to pytanie, spoglądając niepewnie w stronę Jochena. Potrząsnęłam głową i uśmiechnęłam się w stronę Krzyśka, który patrzył na mnie, jakby próbował odczytać moje myśli. Odłożyłam sztućce i klasnęłam w ręce.
- To kto mi pomoże posprzątać? - Spojrzałam znacząco na Dominikę, która zaczęła się chować za bratem. Dzieci zrobiły jedynie niewinne minki w moją stronę.- O nie, nie ma tak dobrze. Oboje pomagacie. - Pogroziłam palcem.



Wracając z porannego biegu, zauważyłam paczkę zostawioną pod drzwiami do mojego mieszkania. Do kartonu była przyczepiona kartka z moimi danymi. Rozejrzałam się dokoła, czy może jeszcze dostawca był jeszcze w pobliżu. Nie zauważając nikogo, wzięłam paczkę do mieszkania. Ciekawiło mnie, co się w niej znajdowało, jednak postanowiłam zignorować swoje pragnienie. Włączyłam ekspres do kawy i puściłam muzykę z radio. Po wziętym prysznicu i zmienieniu ubrań otworzyłam przyczepioną do paczki notkę. Kiedy zobaczyłam charakter pisma, zabrało mi tchu. „Sądzę, że powinnaś to otrzymać już dawno temu. Elwira” Odpakowałam pakunek i wyciągnęłam z niego gruby zeszyt przepasany taśmą. Na okładce widniał napis: Żebyś pamiętała.
Przycisnęła notatnik do piersi, mocno zaciskając oczy. Dlaczego wszystko stawało się coraz trudniejsze? Po moich policzkach powoli zaczęły spływać łzy.

Zostałam nazwana po nikim. Twoja babcia marzyła atramentową linią w notesie, który był jej życiem. Linia, która często była poprzerywana, pokreślona, ale nigdy żadna kartka nie była czysta. Kiedy miałam cztery lata, podała mi długopis i kazała zacząć. Była to lekcja bałaganu.
Zostałaś nazwana po śnie, w który uwierzyłam jako kilkuletnia dziewczynka. Imię, które nosisz, jest zapisem drogi. We mgle nocy odnajdziesz swoją ścieżkę do domu.

Zmęczona zsunęłam się na podłogę i przykryłam się kocem. Próbowałam usnąć, jeszcze mocniej przyciskając do serca notatnik matki.


_
Przepraszam, że tak późno. Dopiero dziś rano dowiedziałam się, że marzec już minął, a dziś 1 kwietnia, a to tylko dzięki lanemu poniedziałkowi/prima aprilis. Powinny być udzielane lekcje korzystania z kalendarza! 

wtorek, 19 lutego 2013

Skrzynka pierwsza, część druga - Jochen Schöps


Miała niebieskie oczy, ale nie był to rodzaj niebieskiego, z którym miałem wcześniej styczność. Był to metamorficzny niebieski. Ani błękit, ani fiolet. Nie potrafiłem znaleźć nazwy odcienia tego koloru. Patrzyła na mnie wzrokiem prawie dziecinnym, ale nie do końca. Przez chwilę widziałem smutek w jej oczach, ale tylko przez chwilę, bo szybko odwróciła zawstydzona głowę. Uważałem za ważną rzecz zauważenie spojrzenia przy pierwszym spotkaniu. Jednak matka karciła mnie jako dziecko, mówiąc, że niegrzecznie wpatrywać się w oczy nieznajomego bez powodu. W takich momentach ojciec całował ją w policzek i cytował jednego ze swoich ulubionych pisarzy: "Przez nieśmiałe spotkania spojrzeń, obcy stają się znajomi, wrogowie stają się przyjaciółmi i romantyczne dusze stają się kochankami". Nie potrafiłem zidentyfikować dokładnie jej wzroku.
- Przepraszam. - Powiedziała nagle z nieco wymuszonym uśmiechem na ustach, wstała i skierowała się w stronę drzwi do kuchni.
Zmarszczyłem brwi i spojrzałem pytająco na Krzyśka. On tylko pokiwał potakująco głową i westchnął. To była jego Amelia. Nie przypominała jednak w żadnym stopniu osoby z opowiadań.



- Czy kiedykolwiek chciałeś uciec od życia, może nie na zawsze, ale na dzień, dwa?
Przytaknąłem, jednak po chwili z moich ust wypłynęły sprzeczne z tym słowa.
- Właściwie to nie, lubię swoje życie. - Powiedziałem, mimo iż wiedziałem, że to kłamstwo. - Myślę, że przez większość czasu nie potrzebuję ucieczki.
Siedzieliśmy w ciszy, obserwując bawiące się dzieci Krzyśka. Nadal zastanawiałem się, dlaczego nie uciekła albo nie zamknęła mi nosa przed drzwiami. Zaskoczyła mnie, zapraszając mnie do środka i mówiąc, że Krzysiek z Iwoną jeszcze nie wrócili, ale powinni się zaraz pojawić.
Często tęskniłem za możliwością ucieczki. Nie na zawsze, a nie od tych, których kochałem - ale od przyziemnych i duszących realiów codziennego życia. Chciałem po prostu poczuć wolność.
Tak długo, jak pamiętałem, miałem te dni, gdy jechałem do sklepu lub na trening i cichy głos w mojej głowie mówił: "Uciekaj! Uciekaj!" Posłuchałem tego głosu raz lub dwa, ale kiedy docierałem do granicy okolicznego miasta, pojawiała się wina, a odpowiedzialność zmuszała mnie do zawrócenia się. Ale wciąż marzyłem o ucieczce na kilka dni; spakowania tylko tego co najpotrzebniejsze i wyjechania gdziekolwiek. Czasami śniłem, że jestem pisarzem. W snach siedziałem na plaży i przypatrywałem się wzburzonemu morzu, które miało odzwierciedlać to, co czułem. Może to znaczyło, że pragnąłem swobody? Nie byłem pewny.
Poczułem, jak Amelia ścisnęła mnie za ramię. Spojrzałem w jej stronę i delikatnie uśmiechnąłem się. Ona tylko pokręciła głową i głośno westchnęła. Zapytała mnie, dlaczego stałem się nagle taki smutny. Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć, że nie byłem zadowolony z siebie, że prawie każdy ruch sprawiał mi ból? Że nie wiedziałem, kim naprawdę w tamtym momencie byłem?
- Myślałem o ucieczce... i to wiele razy. - Rzekłem, starając się odrzucić dręczące mnie myśli. - Są chwile, w których chciałabym po prostu uciec. Daleko, daleko od codziennych stresów życia do pięknego, spokojnego miejsca. Nawet tylko na godzinę, tylko żeby na nowo zapoznać się z tymi uczuciami, które dawały siły do walki z porażkami, z całym bałaganem tego świata. Czy nie byłoby wspaniale, po prostu uciec od tych wszystkich komplikacji chociaż na chwilę? Poczuć wolność i rozwiązać węzły w umyśle? To uczucie drzemie we mnie i coraz częściej się we mnie odzywa. Przestaję spełniać oczekiwania innych, mimo iż daję z siebie wszystko, co mogę. Mój organizm broni się przed moją myślą. Nie mogę grać tak jak kiedyś.
Nie odezwała się, jednak potaknęła głową. Obserwowałem jak bierze kolejny łyk herbaty i odpowiada na pytanie zadane przez Dominikę. Młoda Ignaczakówna podbiegła do Amelii, cmoknęła ją w policzek i z powrotem uciekła do zabawek. Uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała na mnie. Widząc mój pytający wzrok, klepnęła się w czoło.
- No tak, przecież ty nic nie rozumiesz po polsku. Domi zapytała, co będzie na obiad.
Trzasnęły drzwi wejściowe, na dźwięk czego Amelia szybko wstała.
- Czasem ucieczka się nie opłaca... - Stwierdziła i poszła do wyjścia. Za nią podążyły dzieci, których kilka sekund później słyszałem pisk i śmiech. Po chwili zza framugi wyłoniła się głowa Amelii.
 - Zostaniesz na obiad?

wtorek, 22 stycznia 2013

Skrzynka pierwsza, część pierwsza - Krzysztof Ignaczak

- Zastanawiałeś się, jak by się żyło wiecznie?
Milczałem, bawiąc się filiżanką, pobieżnie obserwując Amelię, która zamówiła dietetyczne latte macchiato.
- Schudłaś. No i w ogóle wyglądasz jakoś tak… szaro - powiedziałem, jak zwykle nie szczędząc ckliwych grzeczności.
- Najgorszym uczuciem jest tęsknota za osobą, która w ogóle za tobą nie tęskni. Pragnienie czegoś, czego nigdy nie można mieć. Szczególnie wiedząc, że nie powinno się tego czuć. Próbuję trzymać to wszystko w sobie, Krzyś. - Spojrzała na mnie smutno. Widząc to moje serce zaczęło się krajać. Nie wiedziałem, co się stało z tą wiecznie uśmiechniętą i pozytywnie myślącą dziewczyną.
- Co się stało? - Pytam spokojnie, gładząc jej zimne dłonie.
- Zgubiłam się. Po prostu się zgubiłam.
Amelia była zawsze. Nie lubiła, kiedy ktoś się spóźniał i sama się nie spóźniała nawet o milisekundę. Uwielbiała obserwować i podziwiać. Potrafiła godzinami słuchać innych ludzi, wesprzeć ich, poradzić coś na ich problemy. Nigdy nie żaliła się, po każdej porażce trzymała wysoko głowę. Nigdy nie dała się zniszczyć. A teraz... Nie widziałem tej samej dziewczyny co kiedyś.
- Chodź. - Szepnąłem, ciągnąc ją delikatnie za rękę. Wyszliśmy z kawiarni, uprzednio nakładając ciepłe płaszcze.
Początek listopada był deszczowy. Woda stała w kałużach, nie znajdując ujścia w zapełnionych studzienkach. Ludzie rzadko wychodzili na zewnątrz, jedynie kiedy musieli załatwić jakąś naprawdę ważną sprawę. Świat nie nastrajał pozytywnie. Było ponuro i aż pragnąłem usłyszeć radosny głos Amelii. Ale ona, tak jak inni ludzie, których mijaliśmy, milczała. Nie wiedziałem, jak rozpocząć rozmowę. Przybliżyłem się do Amelii i objąłem ją ramieniem. Spojrzała na mnie smutno i zatrzymała się.
- Przepraszam cię, Krzyś, za wszystko.
To było dziwne. Byłem zmieszany i smutny przez jej zachowanie. To nie była moja Amelia.



- Gdzieś po drodze, zaczęłam mieć dość ludzi. Zaczęła denerwować mnie ich ciągła obecność wokół mnie. Miałam dość oglądania ich twarzy, bo widziałam na nich to, że gdybym upadła nikogo nie zacząłby mnie ratować. Męczące było imponowanie ludziom, których nawet nie wiem, czy lubię. To jest męczące – ciągłe zadowalanie innych, wiedząc, że nie możesz wyrazić swojej opinii. Byłam cholernie zmęczona, słuchając tego, co inni mają do powiedzenia. Wszystko co mówiłam, ciągnęło mnie w dół. Miałam dość angażowania się w życie innych. Miałam dość naprawiania wszystkiego za nich. Chciałam uciec od wszystkich i wszystkiego i... Uciekłam. Pojechałam do domu, do miejsca, które zawsze kojarzyło mi się z ciepłem, stałością... Nie wiem, czego oczekiwałam, ale na pewno nie tego. Zrozumiałam, że brakuje mi osoby, na której mogłabym polegać, która przywitałaby mnie w mieszkaniu, uśmiechnęła się i przytuliła. Tak po prostu. Byłam zmęczona pragnieniem drugiej osoby, która dbałaby o mnie. I przez to popełniłam błąd. Wpuściłam kogoś do swojego życia, zaufałam i... Chyba pokochałam. Są ludzie, którzy pojawiają się, aby prędzej czy później odejść. Wiem, że tak naprawdę nikt nie pozostaje, więc po co się męczyć? Jestem zmęczona i czuję się jeszcze bardziej samotna.
Powoli analizowałem jej słowa, które rozrywały mi serce. Dlaczego ona? Dlaczego Amelia musiała być zraniona?
- Pamiętasz to zdjęcie, które znalazłaś w jednej z pożyczonych ode mnie książek? - Zapytałem, spoglądając na Amelię, która potaknęła głową. Westchnąłem i podszedłem do kominka. Zacząłem przyglądać się fotografiom stojącym na murku. - Wiesz, dlaczego nie powiedziałem ci, kim jest kobieta ze zdjęcia? Bo chciałem o niej zapomnieć. Pragnąłem zapomnieć, ile bólu przyniosła mi utrata jej. Wiesz, jak próbowałem zapomnieć? Spotykałem się z innymi kobietami. Każdą porównywałem do Patrycji. Nie potrafiłem zapomnieć o niej. Iwona już wtedy była przy mnie, była moją przyjaciółką. To ona wyleczyła mnie z chorego uczucia i pokazała na czym polega miłość...
Mój wywód przerwał dzwonek do drzwi. Widziałem, jak Amelia niespokojnie się poruszyła. Nie chciałem zostawić jej choć na chwilę samej. Nie w tym momencie, kiedy na każdy obcy sygnał reagowała kuląc się. Iwona, jakby czytając mi w myślach, krzyknęła, że otworzy drzwi. Mimowolnie kącik moich ust uniósł się do góry. Kochałem tą kobietę, nie mogłem nawet tego uczucia porównać do tego, którym darzyłem Patrycję. Podszedłem do okna i wyjrzałem przez nie, aby sprawdzić, kto był tym niezapowiedzianym gościem. Niestety drzewa w ogródku zasłoniły cały widok na werandę. Westchnąłem, przypominając sobie, aby przyciąć krzewy.
- Cześć, jestem Jochen.

wtorek, 1 stycznia 2013

Miniatura I


Nie jestem idealny, mam swoje ubytki. Wiele wydarzyło się w przeszłości, ale mogę przyrzec, że zrobię wszystko dla Ciebie. Może na początku nie będzie dobrze, ale sprawię, żeby to się zmieniło. Przyrzekam Ci, że dam Ci wszystko. Przyrzekam mówić Ci wszystko i dzielić się z Tobą każdą myślą. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze i chcę Ci to podarować. Przyrzekam akceptować Ciebie jaką jesteś i kochać Cię z każdą wadą. W szczęściu i nieszczęściu będę trwał przy Tobie, jeśli upadniesz – podniosę Cię i pokieruję. Chcę być Twoim powodem uśmiechu, kimś, kto sprawia, że Twój dzień będzie lepszy. Zrobię wszystko, aby cały świat, Twoja rodzina, a przede wszystkim Ty stwierdziła, że jestem Ciebie godzien, że zasługuję na Ciebie. Będę się starał wciąż walczyć o Twoją miłość. Wiem, że było w przeszłości były ciężkie i złe momenty, chcę rozmawiać z Tobą o każdej minionej chwili. Chcę Cię pojąć całą, chcę wiedzieć, co uwielbiasz, w jaki sposób widzisz świat. Chcę znać każdą Twoją małą rzecz. Zrobię wszystko, co mogę, abyś czuła się wyjątkowa. Pokażę światu, jak wypełniłaś moje serce i stałaś się częścią mojego życia.
Zaufaj mi i... proszę - zostań ze mną dopóki śmierć nas nie rozłączy.