wtorek, 19 lutego 2013

Skrzynka pierwsza, część druga - Jochen Schöps


Miała niebieskie oczy, ale nie był to rodzaj niebieskiego, z którym miałem wcześniej styczność. Był to metamorficzny niebieski. Ani błękit, ani fiolet. Nie potrafiłem znaleźć nazwy odcienia tego koloru. Patrzyła na mnie wzrokiem prawie dziecinnym, ale nie do końca. Przez chwilę widziałem smutek w jej oczach, ale tylko przez chwilę, bo szybko odwróciła zawstydzona głowę. Uważałem za ważną rzecz zauważenie spojrzenia przy pierwszym spotkaniu. Jednak matka karciła mnie jako dziecko, mówiąc, że niegrzecznie wpatrywać się w oczy nieznajomego bez powodu. W takich momentach ojciec całował ją w policzek i cytował jednego ze swoich ulubionych pisarzy: "Przez nieśmiałe spotkania spojrzeń, obcy stają się znajomi, wrogowie stają się przyjaciółmi i romantyczne dusze stają się kochankami". Nie potrafiłem zidentyfikować dokładnie jej wzroku.
- Przepraszam. - Powiedziała nagle z nieco wymuszonym uśmiechem na ustach, wstała i skierowała się w stronę drzwi do kuchni.
Zmarszczyłem brwi i spojrzałem pytająco na Krzyśka. On tylko pokiwał potakująco głową i westchnął. To była jego Amelia. Nie przypominała jednak w żadnym stopniu osoby z opowiadań.



- Czy kiedykolwiek chciałeś uciec od życia, może nie na zawsze, ale na dzień, dwa?
Przytaknąłem, jednak po chwili z moich ust wypłynęły sprzeczne z tym słowa.
- Właściwie to nie, lubię swoje życie. - Powiedziałem, mimo iż wiedziałem, że to kłamstwo. - Myślę, że przez większość czasu nie potrzebuję ucieczki.
Siedzieliśmy w ciszy, obserwując bawiące się dzieci Krzyśka. Nadal zastanawiałem się, dlaczego nie uciekła albo nie zamknęła mi nosa przed drzwiami. Zaskoczyła mnie, zapraszając mnie do środka i mówiąc, że Krzysiek z Iwoną jeszcze nie wrócili, ale powinni się zaraz pojawić.
Często tęskniłem za możliwością ucieczki. Nie na zawsze, a nie od tych, których kochałem - ale od przyziemnych i duszących realiów codziennego życia. Chciałem po prostu poczuć wolność.
Tak długo, jak pamiętałem, miałem te dni, gdy jechałem do sklepu lub na trening i cichy głos w mojej głowie mówił: "Uciekaj! Uciekaj!" Posłuchałem tego głosu raz lub dwa, ale kiedy docierałem do granicy okolicznego miasta, pojawiała się wina, a odpowiedzialność zmuszała mnie do zawrócenia się. Ale wciąż marzyłem o ucieczce na kilka dni; spakowania tylko tego co najpotrzebniejsze i wyjechania gdziekolwiek. Czasami śniłem, że jestem pisarzem. W snach siedziałem na plaży i przypatrywałem się wzburzonemu morzu, które miało odzwierciedlać to, co czułem. Może to znaczyło, że pragnąłem swobody? Nie byłem pewny.
Poczułem, jak Amelia ścisnęła mnie za ramię. Spojrzałem w jej stronę i delikatnie uśmiechnąłem się. Ona tylko pokręciła głową i głośno westchnęła. Zapytała mnie, dlaczego stałem się nagle taki smutny. Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć, że nie byłem zadowolony z siebie, że prawie każdy ruch sprawiał mi ból? Że nie wiedziałem, kim naprawdę w tamtym momencie byłem?
- Myślałem o ucieczce... i to wiele razy. - Rzekłem, starając się odrzucić dręczące mnie myśli. - Są chwile, w których chciałabym po prostu uciec. Daleko, daleko od codziennych stresów życia do pięknego, spokojnego miejsca. Nawet tylko na godzinę, tylko żeby na nowo zapoznać się z tymi uczuciami, które dawały siły do walki z porażkami, z całym bałaganem tego świata. Czy nie byłoby wspaniale, po prostu uciec od tych wszystkich komplikacji chociaż na chwilę? Poczuć wolność i rozwiązać węzły w umyśle? To uczucie drzemie we mnie i coraz częściej się we mnie odzywa. Przestaję spełniać oczekiwania innych, mimo iż daję z siebie wszystko, co mogę. Mój organizm broni się przed moją myślą. Nie mogę grać tak jak kiedyś.
Nie odezwała się, jednak potaknęła głową. Obserwowałem jak bierze kolejny łyk herbaty i odpowiada na pytanie zadane przez Dominikę. Młoda Ignaczakówna podbiegła do Amelii, cmoknęła ją w policzek i z powrotem uciekła do zabawek. Uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała na mnie. Widząc mój pytający wzrok, klepnęła się w czoło.
- No tak, przecież ty nic nie rozumiesz po polsku. Domi zapytała, co będzie na obiad.
Trzasnęły drzwi wejściowe, na dźwięk czego Amelia szybko wstała.
- Czasem ucieczka się nie opłaca... - Stwierdziła i poszła do wyjścia. Za nią podążyły dzieci, których kilka sekund później słyszałem pisk i śmiech. Po chwili zza framugi wyłoniła się głowa Amelii.
 - Zostaniesz na obiad?