Każdego ranka postępowałem według
tej samej rutyny. Otwierałem oczy minutę lub dwie przed dźwiękiem
budzika, który był nastawiony na siódmą piętnaście. Ręką
sięgałem podłogi, gdzie zawsze leżał telefon podłączony do
ładowarki. Wyłączałem alarm zanim zadzwonił i od razu wstawałem
z łóżka.
Czasami przez chwilę stałem,
opierając się o regał stojący obok łóżka. Kilkoma głębokimi
oddechami próbowałem unormować mroczki, które pojawiały się
przed oczyma. Miałem wrażenie, że był to objaw walki umysłu i
ciała. Walczyli ze sobą - serce chciało zostać jeszcze zostać w
łóżku i pospać, przez ospałość zawsze przegrywało z umysłem,
który rozkazuje brnąć do łazienki.
Każdy mój poranek wyglądał tak
samo: skorzystać z toalety, umyć zęby, wziąć szybki prysznic,
osuszyć się ręcznikiem i uczesać włosy przed wyjściem z
toalety. Po powrocie do pokoju założyć bieliznę, a następnie
spodnie i czystą koszulkę, pas do spodni, skarpetki. Umieścić
portfel w kieszeni, włożyć buty, wziąć klucze do
ręki i torbę z rzeczami do treningu. Wyjść z domu. W czasie tych
czynności mój umysł pobrzękiwał, przypominając o obowiązkach,
terminach, zadaniach do wypełnienia.
Lubiłem wtorki, a szczególnie
wtorkowe treningi. Czekałem z niecierpliwością na moment, kiedy
moje ciało zaczynało się buntować przed kolejną porcją wysiłku
i padałem ciężko dysząc na parkiet. Lubiłem wtedy leżeć i
myśleć, jakie efekty może przynieść praca, którą wykonaliśmy
z drużyną, w następnym meczu. Lubiłem, kiedy wszyscy mówili
cicho, kiedy już nawet Igła nie miał siły aby żartować.
Lubiłem swoją pracę, chociaż nie
lubiłem tak określać roli siatkówki w moim życiu. To była
pasja, którą spełniałem każdego dnia. Owszem czasami miałem
dość, ale przynosiła mi ona prawdziwą radość. Siatkówka
przyniosła wiele wyrzeczeń w moim życiu. Wcześnie opuściłem dom
rodzinny i zmieniłem szkołę, aby urzeczywistnić marzenie bycia
siatkarzem.
- Obiboki, wstawać! Koniec
leniuchowania, taki ładny dzień wam ucieka!
Po hali rozniósł się wesoły głos
Krzyśka, który już w pełni przebrany wychodził. Zaśmiałem się
na jego słowa. Nie wiedziałem, skąd ten facet brał tyle energii.
Część z zawodników opuściła już
halę, a ja nadal leżałem. Zacząłem zauważać, że moje ciało
zaczęło mnie oszukiwać. Zapominałem drobnych rzeczy, kluczy, dat
urodzin. Nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy to się zaczęło, ale
w końcu to zauważyłem. Dopóki nie zrobiłem zdjęcia, twarze w
mojej pamięci się zamazywały. Siniaków na swojej skórze nie
zauważałam dopóki nie zrobiły się żółte. Potrzebowałem
odpoczynku... i to jak najszybciej.
- Czy wszystko w porządku? -
Zapytał trener.
- Tak, po prostu zapomniałem jakie
to uczucie nigdzie się nie śpieszyć.
Uśmiechnąłem się na samą myśl o
wolnym popołudniu i następnym dniu. Chciałem spędzić ten czas w
samotności, spróbować życia takiego jakie prowadzi każdy
przeciętny mężczyzna w moim wieku. Bez znajomych doszukujących
się przyczyny porażki w ostatnim meczu. Bez rodziny wypominającej
braku zainteresowania i odwiedzin. Zacząłem doceniać samotność,
której wcześniej tak bardzo nienawidziłem. W dzieciństwie
kojarzyła mi się ona z odrzuceniem, byciem poza grupą. W tamtej
chwili to była tylko kwestia mojego wyboru.
Kiedy wchodziłem do baru, w mojej
głowie był tylko jeden cel – być jak normalny facet. Wiedziałem,
że niektórzy mogą mnie rozpoznać, jednak nie miałem nic do
stracenia.
Były chwile, w których chciałem po
prostu uciec. Daleko, daleko od codziennych stresów życia do
pięknego, spokojnego miejsca. Nawet jeśli tylko miało trwać przez
godzinę, żeby zapoznać się z uczuciami, które straciłem. To
poczucie wolności, relaksu i kontemplacji. Chciałem rozwikłać
węzły w moim umyśle, żeby myśli były w pełni wolne. Te
uczucia, które zostały zmuszone do pozostania drzemiącą we mnie
cząstką, jak szedłem dalej w świat dorosłych, nie zadowolony z
tego, co doświadczałem. Czy nie byłoby wspaniale, aby tylko uciec
od tych wszystkich niekończących się komplikacji, tylko na chwilę?